Wiem, dokładnie co przeżywa osoba oddająca szpik i ta druga strona czekająca na zgodnego dawcę. Czas gra tu bardzo ważną rolę, a osoby chore wymęczone silną chemioterapią nie mogą czekać.
Moja historia z DKMS zaczęła się przez przypadek. Był to czas rozliczeń PIT chciałam przekazać 1% chorym na nowotwór krwi i starsza córka - Iwona podpowiedziała mi, że mogę zarejestrować się jako dawca szpiku. Ona już była w bazie od kilku lat. Zamówiłam pakiet przez Internet. Pod koniec stycznia 2014 wypełniłam formularz, pobrałam wymaz pałeczkami i odesłałam. Dwa dni przed wyjazdem na urlop otrzymałam e-mail z prośba o pilny kontakt z Fundacją DKMS. Całą noc byłam niespokojna, co to za pilna sprawa i wprawdzie zapomniałam, iż sama wysłałam formularz.
W połowie sierpnia, przed długo wyczekiwanym urlopem, zadzwonił koordynator z Fundacji. Okazało się, że jest osoba, która potrzebuje mojej pomocy. Zostałam szczegółowo poinformowana o całym procesie. Pierwsze próbki krwi do badań oddałam już na urlopie w Niechorzu. Po dwóch miesiącach ponownie zadzwonił telefon z fundacji, że jest zgodność 10 na 10. Zostałam zaproszona do Warszawy do kliniki na Banacha, gdzie zostałam poddana szczegółowym badaniom.
Na tydzień przed pobraniem samodzielnie robiłam sobie zastrzyki z czynnikiem wzrostu, aby komórki namnażały się w szpiku i wydostawały do krwiobiegu. 13 listopada 2014 roku zgłosiłam się ponownie do kliniki na Banacha, gdzie zostały pobrane krwiotwórcze komórki macierzyste z krwi obwodowej. Oddałam bezcenny dar, wierząc, że daje komuś nadzieje na wyzdrowienie i dalsze szczęśliwe życie. Wieczorem po powrocie do hotelu zadzwoniła pani z fundacji, iż komórki macierzyste poleciały do 68- letniej kobiety z Niemiec. Szczęśliwa, że mogłam pomóc wróciłam do domu.
Minęło 7 lat od oddania szpiku, w tym czasie dużo opowiadałam o mojej donacji. Miło wspominam ten epizod z mojego życia. Kilkoro znajomych w tym czasie zarejestrowało się do bazy DMKS, ale byli i tacy, którzy bali się różnych powikłań. Ja jestem żywym dowodem na to, że to nieprawda. Po pobraniu czułam się jak bohater. Od pierwszego telefonu miałam wsparcie od koordynatora z DKMS, który pomógł mi wytrwać do końca, jadąc do Warszawy miałam zapewniony nocleg w hotelu blisko kliniki.
Życie toczy się dalej. W maju 2018 roku zachorowała na białaczkę moja młodsza córka – Dorota i potrzebowała przeszczepienia szpiku. Z pomocą fundacji, rodziny i znajomych zorganizowaliśmy akcję szukania dawcy dla Doroty, a przy okazji baza DKMS powiększyła się o nowych potencjalnych dawców dla niej i innych potrzebujących.
Ta akcja przypomniała mi, że dla mnie donacja to był mały gest, a dla chorych szansa na drugie życie. Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć. Do dziś pamiętam moje wątpliwości, czy wszystko zrobiłam dobrze, co jeszcze mogłam zrobić … Zrobiłam dużo dla zupełnie obcej mi osoby, a zarazem bałam się o moją córkę - Dorotę.
Wiem, dokładnie co przeżywa osoba oddająca szpik i ta druga strona czekająca na zgodnego dawcę. Czas gra tu bardzo ważną rolę, a osoby chore wymęczone silną chemioterapią nie mogą czekać… Dorota otrzymała szpik od dziewczyny z Niemiec. Bettina dziękuję. Wiem jedno - DOBRO WRACA! TY też możesz uratować komuś życie! Nikt z nas nie jest nieśmiertelny, Zostań Dawcą! Pomożesz, bo możesz, masz to w genach!