Niebawem minie 10 lat jak razem z moją "drugą połową" zapisaliśmy się do bazy Fundacji DKMS z myślą, że może kiedyś ktoś będzie potrzebował pomocy któregoś z nas.
Pomimo przekonania, że nie powinno się czekać na telefon z fundacji, bo oznacza to tylko to, że nasz bliźniak jest zdrowy, to powiem szczerze, że ucieszyłem się odbierając telefon z pytaniem czy dalej jestem zainteresowany pomocą i czy nic się w tej kwestii nie zmieniło. Pierwszy telefon był chyba najbardziej stresujący w całym procesie, bo poziom takiej pozytywnej euforii wzrósł w jednej chwili do maksimum. W kolejnych tygodniach przeprowadzono ze mną kilka wywiadów, podczas których omówiono wszelkie wątpliwości i ustalono wszystkie terminy niezbędnych badań. Ostatecznie po zakwalifikowaniu do ostatniego etapu podano konkretną datę pobrania i pozostało wyczekiwanie. Wyczekiwanie na ten dzień...
Dziś jestem już po. Pełen radości i nadziei, że wszystko przebiegnie zgodnie z planem. Nigdy nie miałem jakiś spektakularnych podróży, a tym razem kawałek mnie leci gdzieś na drugi koniec świata do mojego bliźniaka genetycznego... z Australii. Trzymam kciuki i wiem, że wszystko będzie ok.
Na końcu chciałbym podziękować wszystkim osobom, które pomogły mi przejść przez cały proces oraz dla super prowadzącej, która była ze mną w stałym kontakcie. Jesteście świetni w tym co robicie. Dziękuję i pozdrawiam.
Pomogłem, bo mogłem.
Przemek