Moja piękna historia rozpoczęła się zupełnie przypadkowo – od Dominiki, mojej koleżanki, która poprosiła mnie o podwiezienie do krwiodawstwa. Siedząc w poczekalni, patrzyłem na osoby oddające krew i pomyślałem: „Czemu by nie spróbować?”.
Bez większego zastanowienia postanowiłem dołączyć i tak zostałem honorowym dawcą krwi. Ten pierwszy krok w pomaganiu innym był dla mnie czymś wyjątkowym – czułem, że robię coś ważnego.
To jednak nie koniec. To właśnie Dominika opowiedziała mi o fundacji DKMS i o możliwości zostania potencjalnym dawcą szpiku. Postanowiliśmy wspólnie zamówić pakiety rejestracyjne, wykonać wymazy z policzka i odesłać próbki. Po krótkim czasie dostaliśmy informację, że oboje jesteśmy w bazie.
Byłem podekscytowany, ale szczerze mówiąc, nie wierzyłem, że kiedykolwiek oddam szpik. Wydawało mi się to czymś niezwykle rzadkim – znalezienie „genetycznego bliźniaka” wydawało się mało prawdopodobne.
Dwa lata później wydarzyło się coś, co zmieniło moje podejście. Otrzymałem wiadomość z krwiodawstwa, że wyniki badań wskazują na problemy zdrowotne, które wykluczają mnie z oddawania krwi i szpiku. To był dla mnie cios. Poczułem się, jakby odebrano mi możliwość pomagania innym. W tamtym momencie próbowałem nawet wypisać się z bazy DKMS, przekonany, że mój udział jest już niemożliwy. Na szczęście nie udało mi się tego zrobić.
Dwa miesiące temu wydarzyło się coś niespodziewanego – zadzwonił telefon. Usłyszałem: „Jest pan zgodnym dawcą. Może pan uratować komuś życie”. Byłem w szoku. Próbowałem tłumaczyć, że dwa lata temu dostałem wyniki badań, które wykluczały mnie jako dawcy. Poproszono mnie o przesłanie tych wyników do weryfikacji. Po kilku dniach otrzymałem informację, że nie ma żadnych przeciwwskazań i mogę zostać dawcą!
Wypełniłem szczegółową ankietę zdrowotną, przeszedłem kwalifikację telefoniczną, a następnie zostałem umówiony na badania potwierdzające zgodność. Jednocześnie poinformowano mnie, że mogą być inne, bardziej zgodne osoby. Mimo to, ostatecznie to ja zostałem wybrany.
Badania były bardzo szczegółowe, ale przebiegły w miłej atmosferze. Wszystko było dokładnie omawiane i wyjaśniane. Przed pobraniem musiałem przyjmować zastrzyki z czynnikiem wzrostu przez cztery dni. Pierwszego zastrzyku bardzo się bałem – nigdy wcześniej nie musiałem tego robić. Okazało się jednak, że ampułkostrzykawki są proste w użyciu, a aplikacja jest praktycznie bezbolesna.
Objawy, które pojawiły się w trakcie przyjmowania zastrzyków, nie były uciążliwe. Towarzyszyła mi lekka gorączka, ból głowy i pleców – coś w rodzaju skurczów, które pojawiały się od czasu do czasu. Na szczęście objawy można było łatwo złagodzić lekami na bazie paracetamolu i ibuprofenu.
W końcu nadszedł dzień pobrania. To, co wydawało się wielkim wyzwaniem, okazało się naprawdę prostym i przyjemnym doświadczeniem. Jedyne ukłucie, jakie czułem, to cienkie igły na początku. Reszta to relaks, oglądanie telewizji i rozmowy z przemiłym personelem medycznym, który dbał o mnie przez cały czas. Zabieg trwał cztery i pół godziny, a ja czułem się dobrze zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
Kilka godzin po pobraniu zadzwonił telefon. Dowiedziałem się, że pomogłem osobie w podobnym wieku do mnie – komuś, kto ma przed sobą jeszcze całe życie. Ta wiadomość była dla mnie jak spełnienie marzeń. Nie spałem całą noc, przepełniony radością i szczęściem.
Chciałbym szczególnie podziękować Dominice. To dzięki niej wszystko się zaczęło – to ona zainspirowała mnie, aby oddać krew, opowiedziała mi o fundacji DKMS i zapisała się razem ze mną. Dominiko, dziękuję Ci za Twoją inspirację i wsparcie!
Na koniec chciałbym powiedzieć każdemu, kto zastanawia się nad zapisaniem do bazy DKMS: nie bójcie się. Oddanie szpiku to wspaniałe doświadczenie – minimalne poświęcenie, które daje ogromną satysfakcję. Możesz uratować czyjeś życie, a to uczucie, które zostaje z Tobą na zawsze. Warto pomagać!