"Do bazy Fundacji DKMS zgłosiłem się spontanicznie, trochę po to, żeby zaimponować znajomym, z którymi dobrze bawiłem się na lokalnej imprezie plenerowej. W namiocie koordynator pałeczkami pobrał ode mnie wymaz i cyk – gotowe!"
"4 lata minęły nie wiadomo jak i kiedy, aż pewnego słonecznego popołudnia dostałem e-mail, a chwilę później telefon. Nie zdążyłem jeszcze przeczytać e-maila, kiedy na ekranie zobaczyłem stacjonarny numer z kierunkowym 22. „Pewnie znowu dzwonią z garnkami albo pokazem najlepszych kołder” – pomyślałem. Odbieram na pewniaka. Po drugiej stronie koordynatorka z Fundacji DKMS mówi, że mój „genetyczny bliźniak” zachorował i pyta, czy możemy teraz dłużej porozmawiać, żeby mogła wszystko wyjaśnić.
Ja spanikowany poprosiłem o telefon za dwie godziny, bo „jestem w pracy bardzo zajęty”. W strachu, zastanawiając się, o co chodzi, pojechałem od razu do starszej siostry, farmaceutki. Na wiadomość o telefonie siostra prawie popłakała się ze wzruszenia, uspokoiła mnie i powiedziała, że jestem wielkim szczęściarzem!
Dzwoni telefon! Zaczynam umówioną rozmowę, siadam i słucham szczegółów. Jak to wygląda? Dlaczego dzwonią akurat do mnie? – jak to ja, dopytuję o wszystko setki razy. Po prawie godzinnej rozmowie telefonicznej czuję, że wiem wszystko. Jestem jak najlepszy specjalista z Kliniki Hematologii i Separacji Krwinek w Banku Komórek Krwiotwórczych (tam byłem :)), a co najważniejsze jestem zdecydowany i zdeterminowany do pomocy! Już się nie boję, bo ufam pani z Fundacji w 100%!
Po telefonie wysłano mnie na badania, potem kolejne. Nikt nigdy mnie tak dokładnie nie przebadał (nie chwaląc się, wyniki całkiem dobre ;))! Panie i panowie lekarze w szpitalu to najlepsi ludzie w branży medycznej, jakich spotkałem na swojej dotychczasowej drodze życia.
Otrzymałem kilka zastrzyków (czynnik wzrostu), które podawałem sam sobie na kilka dni przed pobraniem komórek macierzystych z krwi obwodowej, żeby komórki przedostały się ze szpiku do krwi. Później na luzie przyjechałem do szpitala, w którym te same panie, które poznałem podczas badań, przeprowadziły mnie przez pobranie. Śmiałem się wręcz na głos, jak przypomniałem sobie moją początkową panikę. Sprawnie podpięli mnie do maszyny, uciąłem sobie drzemkę, posłuchałem muzyki i właściwie po chwili uratowałem komuś życie! Dotarło to do mnie dopiero po telefonie z Fundacji z informacją, że mój Biorca jest dorosłym mężczyzną z Francji. Piękne uczucie.
Nie obawiajcie się niczego, naprawdę, to super przygoda! Dobrze mieć też wsparcie kogoś bliskiego – mnie na wszystkich etapach na krok nie odstępowała żona (dziękuję!). Sama też zarejestrowała się w bazie potencjalnych Dawców szpiku i jest w gotowości do niesienie pomocy.
PS. Mój Bliźniaku, jeśli czytasz tę historię, to pozdrawiam! :)"