Moje pierwsze spotkanie z fundacją DKMS odbyło się w 2014 roku podczas akcji organizowanej w jednej z galerii handlowych dla chorej dziewczyny, dzięki której zapisałem się do bazy dawców.
Po trzech latach na dwa dni przed Bożym Narodzeniem otrzymałem najwspanialszy prezent: - telefon:
„Dzień dobry, dzwonię z Fundacji DKMS...”. Nogi ugięły się pode mną, sam nie mogłem uwierzyć, że mam bliźniaka genetycznego i będę mógł mu pomóc. Droga jaką przebyłem od chwili poboru komórek macierzystych była długa - po telefonie umówiono mnie na pierwsze pobranie krwi w dogodnej dla mnie placówce i zarezerwowano mnie dla pacjenta na okres 3 miesięcy. Już po dwóch miesiącach od badania krwi potwierdzono zgodność genetyczną pomiędzy mną a pacjentem. Nie wszystko jednak składało się w całość.... stan pacjenta chorego na białaczkę ulegał pogorszeniu. Lekarze na tamten moment nie byli w stanie ustalić kiedy i czy w ogóle pacjent będzie gotowy na przeszczepienie komórek macierzystych. Rezerwację dla pacjenta przedłużono na kolejne 3 miesiące.
Od pamiętnego telefonu mięło prawie pół roku. W końcu otrzymałem wiadomość , że specjaliści z kliniki transplantacyjnej pacjenta nadal nie określili terminu zabiegu przeszczepu. Biorąc też pod wątpliwość jego końcowy sukces. W związku z tym usłyszałem:
(…) nie będzie już Pan zarezerwowany w naszej bazie dla tego pacjenta(...)”. Dla mnie: horror i chwilowa załamka . Uczucie, że ma się bliźniaka, który jednak nie może otrzymać mojej pomocy dodawało mi sił do dalszego działania.
… na tym nie koniec...
Wiedząc, że przez pewien czas nie będę przeznaczony dla żadnej osoby, mogłem popracować nad swoim zdrowiem. Podczas rezerwacji, o ile to możliwe, nie należy poddawać się zabiegom lekarskim lub leczeniu dentystycznemu. Po jednej z takich wizyt otrzymałem kolejny telefon - czy nadal wyrażam gotowość do oddania krwiotwórczych komórek macierzystych z krwi obwodowej? … A cóż to za pytanie? – no jasne, że TAK i w końcu się zaczęło…
Zaproszono mnie do kliniki na dokładne badania (wszystko za darmo!) czy mój stan zdrowia pozawala mi być dawcą. Ekstra przeżycie, wszędzie traktowali jak VIP’a – mówiono o mnie DAWCA, wszędzie pierwszy i bez kolejki ale swoje wolałem odstać. Na oddziale pielęgniarka jak zobaczyła mnie z „brzuszkiem” stwierdziła: „o w końcu porządna waga” - w końcu na coś się przydała J. Na oddziale pośród BIORCÓW szczególnie zapadły mi w pamięć trzy rzeczy:
Parę dni po ostatecznie potwierdzono zakwalifikowanie mnie do pobrania i po dwóch tygodniach od „pełnego przeglądu” mojej osoby zaplanowano pobranie krwiotwórczych komórek macierzystych krwi obwodowej.
Cztery dni przed planowanym pobraniem szpiku rozpocząłem przyjmowanie zastrzyków, które otrzymywałem w brzuch. Był to czynnik wzrostu niezbędny do poboru komórek macierzystych z krwi obwodowej. W moim przypadku obyło się przy niewielkich skutkach ubocznych polegających na delikatnym osłabieniu oraz na odczuwaniu faktu posiadania kości.
Dominik to dawca, który podzielił się cząstką siebie z potrzebującym przeszczepienia pacjentem dzieli się swopja historia Na dzień przed pobraniem melduję się w hotelu jak to miało miejsce również przy wcześniejszych badaniach - wszystko zarezerwowane i opłacone. Po nieprzespanej nocy z wrażenia stawiam się w klinice i przez 5 godzin, w miłej atmosferze oddaję komórki macierzyste dla mojego Bliźniaka.... Wszystko przebiegło szybko i bezboleśnie!
Po całym zabiegu i pobraniu krwi otrzymałem legitymacje i odznakę „DAWCA PRZESZCZEPU”, którą z dumą będę nosił.
Otrzymałem również serdeczne podziękowania od fundacji DKMS. Ponadto zostały mi przekazane najserdeczniejsze wyrazy podziękowania od rodziny Biorcy. A informacja o oddaniu szpiku dla chłopca z Polski rozłożyła mnie na łopatki… Teraz z niecierpliwością czekam na informację o stanie mojego genetycznego braciszka bliźniaka. Niesamowite jest to, że wszyscy mamy w sobie ten bezcenny lek, kt óry może komuś uratować życie. Dlatego korzystajcie z niego i dzielcie się nim, bo taka pomoc to bezcenny dar.