„Lekarstwo mam w sobie…”
Długo myślałam, czytałam, szukałam informacji, pytałam. Pewnego dnia pomyślałam, że przecież lekarstwo na tą okropną chorobę mam w sobie, więc dlaczego nie podzielić się odrobiną siebie z kimś, kto tego potrzebuje, by dalej żyć. W listopadzie 2014 roku zarejestrowałam się w fundacji DKMS i czekałam na patyczki, kiedy doszły, pobrałam wymaz i odesłałam. Teraz już czekałam na to, co się wydarzy. Po 4 miesiącach zadzwonił telefon czy dalej podtrzymuję swoją decyzję i czy zgodzę się na pobranie krwi w celu przeprowadzenia badań. Oczywiście odpowiedz była jedna – OCZYWIŚCIE, ŻE TAK.
Badania wyszły ok. Teraz czekałam już na „ten” jeden telefon. Zadzwonił! I ruszyła maszyna przygotowań . W Gliwicach odbyły się badania, wyszły dobrze, potwierdziły, że mogę podzielić się sobą z kimś, kto tego potrzebuje. 4 dni przed pobraniem zaczęłam przyjmować zastrzyki, po pierwszym mówię – eee, jest spoko (wcześnie przeczytałam historie innych dawców, którzy opowiadali, jakie towarzyszyły im bóle), po kolejnych już nie było tak fajnie. Byłam jedną z tych, którym towarzyszył skutek uboczny, ból kości, który dał mi trochę „popalić”. Kiedy tak wszystko mnie bolało, pomyślałam sobie: Aga, twój ból jest niczym w stosunku do tego, co czuje osoba chora.
Nadszedł dzień pobrania. Nie spałam już od 5 rano, a przed 7 zgłosiłam się do kliniki w Gliwicach. Sympatyczna siostra Agnieszka zabrała mnie do punktu pobrań. Usiadłam w wygodnym fotelu i zaczęła się produkcja „ płynu życia”. W miłej atmosferze opowiadałyśmy sobie o wakacjach i planach na przyszłe. Pan doktor odwiedzał mnie regularnie, ciągle pytając o moje samopoczucie. Oznajmił też, że mam w sobie bardzo dużo komórek i jeżeli dalej będzie tak, jak dotychczas, zakończymy pobranie na jednym dniu, ale wszystko okaże się po. 4,5 godziny minęły bardzo szybko, potem obiadek i wraz z moja mamą, która mi w tym dniu towarzyszyła, czekałam na wyniki badań, aby potwierdzić, czy ilość jest wystarczająca. Po godzinie lekarz poinformował, że wszystko jest ok, jest to wystarczająca ilość i możemy zakończyć pobranie na jednym dniu.
Kochani to naprawdę nic nie boli, pewne niedogodności, które mogą towarzyszyć nam podczas przyjmowania zastrzyków, są niczym. Naprawdę! Nie bójcie się, pytajcie, dopytujcie, bo niestety ciągle w społeczeństwie są mity, które są nie prawdą. To, co czuje dawca, wiedząc, że może uratować życie komuś, jest nie do opisania. Są to chwile, które na zawsze zostaną w mojej pamięci… Oddając odrobinę siebie, ratujesz czyjeś życie. Czy można chcieć czegoś więcej?? Ja jestem szczęśliwa i życzę z całego serca mojemu bliźniakowi dużo, dużo zdrowia. Dziękuję mojej rodzinie i przyjaciołom za wsparcie i miłe słowa, a fundacji i szpitalowi za super organizację i przemiłą obsługę.