Moja historia z DKMS-em zaczęła się tak naprawdę przypadkowo. Któregoś dnia na mojej uczelni (kwiecień 2012) odbywał się pobór krwi. Od dwóch lat regularnie byłem dawcą i podczas poboru zapytano mnie, czy chciałbym zgłosić się do bazy dawców szpiku. Stwierdziłem, że nic mnie to nie kosztuje, a jeśli trafi się okazja, to mogę przecież uratować komuś życie.
Tydzień po rejestracji zacząłem nabierać obaw. Wszyscy mówili, że gdybym został wytypowany jako potencjalny dawca, to ból jaki wiąże się z poborem będzie bardzo duży. Nikt z mojej rodziny i moich znajomych do tej pory nie miał z tym nic wspólnego. Myślałem nawet o tym, aby się wypisać z bazy dawców, ale koniec końców nie zrobiłem tego. Być może mój wiek i niedoświadczenie sprawiły, iż pojawiły się u mnie wątpliwości.
W maju 2013 roku przygotowując się na zaliczenia do sesji otrzymałem telefon. Jest potencjalny biorca moich komórek macierzystych/szpiku. Prawdę mówiąc przestraszyłem się tego. Powiedziałem Pani, która do mnie dzwoniła, że skontaktuję się z nią dnia następnego. Po zakończonej rozmowie i jednym telefonie do mojej babci, która utwierdziła mnie w tym, że jeśli się zdecyduję na bycie dawcą, to będzie to jedno z lepszych zdarzeń, jakie mogą mnie w życiu spotkać. 10 minut później oddzwoniłem i powiedziałem, że jestem zdecydowany, aby komuś pomóc.
Zostałem umówiony na wstępne badania, które potwierdziły zgodność genetyczną i bardzo dobry stan mojego zdrowia. W przeciągu dwóch miesięcy doszło do pobrania komórek macierzystych. Jak się okazało metoda, którą u mnie zastosowano, to pobór komórek z krwi obwodowej. Cztery dni przed poborem otrzymałem czynnik wzrostu. Z racji, że zrobienie sobie zastrzyku było bardzo łatwe, to postanowiłem robić to sam w domu.
We wrześniu pobrano komórki macierzyste. Trwało to 4 godziny. Z racji, że mieszkam w Warszawie, to badania jak i pobór odbywały się w szpitalu na Banacha. Panie, które tego dokonywały były bardzo sympatyczne i miłe. W pokoju, w którym się znajdowałem, panowała bardzo dobra atmosfera. Po pobraniu czułem się rewelacyjnie. Towarzyszyły mi mama oraz babcia, których obecność sprawiła, że czułem się bezpiecznie i pewnie. Od początku do końca wspierały mnie w mojej decyzji.
Cały dzień, mimo lekkiego zmęczenia, czułem się cudownie. Zrobiłem coś naprawdę wielkiego! Dałem komuś coś, czego mój organizm ma naprawdę dużo, a może to uratować komuś życie! Kilka godzin później otrzymałem telefon, że biorcą jest 51-letnia kobieta z Litwy. Każdego dnia cieszę się z tego, co zrobiłem. Do września 2015 r. niestety nie mogę być dawcą, ale liczę, że jeśli pojawi się tylko taka możliwość - znów zdecyduję się na ten krok!
Istnieje błędne przekonanie, że bycie dawcą wiąże się z jakimiś konsekwencjami zdrowotnymi. Oczywiście tak nie jest Dwa dni po oddaniu komórek moje życie wyglądało jak dawniej. Siłownia, spotkania ze znajomymi, praca, itd.
Zachęcam wszystkich do rejestracji. Sam miałem duże wątpliwości, ale w momencie gdy pojawia się szansa bycia dawcą, te wątpliwości mijają i jedyną obawą jest to, czy organizm biorcy przyjmie moje komórki.
Dziękuję również za wsparcie rodzinie, przyjaciołom i znajomym. Wielu z nich zdecydowało się na rejestrację i również liczą, że pojawi się genetyczny bliźniak, któremu będą mogli pomóc.