Jestem księdzem z Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej i w związku z tym miałem wielokrotnie okazję do towarzyszenia ludziom chorym na różne choroby i w Polsce, i poza jej granicami. Choroby i te łagodniejsze, ale i te, które prowadziły do śmierci.
Trudno jest odpowiedzieć na pytanie często mi zadawane: Proszę księdza dlaczego właśnie ja? Mam jeszcze w życiu tak wiele do zrobienia, mój mąż, moje kochane dzieci, rodzina. Dlaczego moje dziecko?
Nigdy nie umiałem i do dzisiaj nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Bo wiem, że każda odpowiedz nie będzie wystarczająca. Ale wiem, że mogę pomóc. I ja i każdy z nas.
Wiele lat temu pod wpływem szpitalnych doświadczeń postanowiłem zostać dawcą szpiku. Zgłosiłem swoją gotowość. Czekałem kilka lat. Zadzwonił telefon z Fundacji DKMS z zapytaniem czy dalej jestem gotowy. Bez wahania odpowiedziałem, że tak. Rozpoczął sie proces przygotowania. Przez cały ten czas modliłem się w intencji biorcy.
Wiedziałem, że ten mój bliźniak genetyczny i wielu innych każdego dnia czeka na ten jeden, ale jakże ważny telefon z informacją: znaleźliśmy dawcę. To jest radość nie tylko dla biorcy, ale przecież dla jego najbliższych.
A potrzeba tak niewiele, by ofiarować komuś drugiemu wszystko.