W bazie DKMS rejestrowałam się w grudniu 2016 roku na turnieju mikołajkowym w szkole mojego syna. W maju 2020, dokładnie w Dzień Matki zadzwonił telefon z DKMS. Miły Pan poinformował mnie, że jestem zgodna z pacjentem, który potrzebuje mojego szpiku.
Pierwszą myślą było, Boże żebym była zdrowa, nie miała żadnej ukrytej choroby. Po wstępnej ankiecie medycznej, po paru dniach musiałam się stawić na pobraniu krwi w moim mieście. Długo nie czekałam na kolejny telefon. Moje geny są 100% zgodne z biorcą. Pan z DKMSu wszystko mi wyjaśnił, nie było z niczym problemu, w razie pytań zawsze pod telefonem. Zostałam zakwalifikowana do badań wstępnych. Badania te zostały przeprowadzone w najbliższej klinice od miejsca mojego zamieszkania.
Emocje zaczęły się dopiero, gdy dostałam telefon z kliniki, że jestem zdrowa i w niedługim czasie mam się stawić na oddziale na pobranie szpiku z talerza kości biodrowej. W dobie koronawirusa dbałam o siebie jak nigdy, żeby ten paskudny wirus nie przeszkodził w pobraniu. W dzień przyjęcia do kliniki test na COVID-19 wyszedł negatywnie i wtedy już wiedziałam, że się uda, że realnie pomogę mojemu bliźniakowi genetycznemu. Najbardziej bałam się wybudzenia po narkozie...nie potrzebnie :). Po wybudzeniu i przewiezieniu na salę spałam do 12. Następnie wstałam, poszłam do łazienki a o 13 jadłam już szpitalny obiad.
Czy czuję się bohaterem? Nie. Po prostu pomogłam.
Bohaterem jest ten mały człowiek do którego trafił mój szpik, który walczy z chorobą krwi a jeśli wygra tą wojnę a wierzę, że tak, to będzie superbohaterem. Cały czas trzymam kciuki, żeby się udało i czekam na telefon, że jest dobrze. Chociaż wiem, że przed małym wojownikiem jeszcze daleka droga. Ale wierzę, że będzie dobrze.