Kiedyś moja siostra przyniosła do domu zestawy do pobrania materiału genetycznego z jamy ustnej, by włączyć się w szeregi potencjalnych dawców komórek macierzystych w Fundacji DKMS. Bez zastanowienia wzięłam od niej jeden z zestawów i tak jak siostra zastosowałam się do instrukcji z opakowania. Po jakimś czasie otrzymałyśmy karty dawców. Fundacja systematycznie wysyłała mi informacje o ważnych wydarzeniach związanych z oddawaniem komórek macierzystych.
Pewnego dnia (trzy lata od zarejestrowania) otrzymałam telefon od Fundacji, czy podtrzymuję swoją decyzję o dawstwie, ponieważ znalazł się mój bliźniak genetyczny potrzebujący pomocy!!! Ta wiadomość spowodowała, że poczułam się jakbym wygrała w lotka!!! Łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu...
Dalej miałam zrobić badania krwi i czekać na informację z kliniki biorcy. Pamiętam, że ten czas bardzo mi się dłużył, chciałam już teraz i tu wszystko wiedzieć i pomóc. Byłam podekscytowana i szczęśliwa, że gdzieś tam już na pewno jest mój bliźniak genetyczny, który czeka na moje komórki macierzyste. Niestety, po 3 miesiącach cała procedura związana z przeszczepem została powstrzymana. Nie wiedziałam dlaczego. Bałam się, że nie zdążyliśmy z pomocą, a jednocześnie miałam nadzieję, że ta osoba wyzdrowiała i już nie potrzebuje przeszczepu szpiku.
Minął rok od tego wydarzenia. W rękę wpadła mi kolejna broszura informacyjna z DKMS-u. Przeglądając ją natrafiłam na świadectwa dawców, na ich radość z oddania szpiku konkretnym osobom. Wzruszałam się, bo przecież ja miałam taką szansę "jedną na milion". Ale w dalszym ciągu miałam nadzieję, że być może jeszcze kiedyś uda się znaleźć osobę, której będę mogła pomóc. Aż tu nagle po paru dniach od tego wydarzenia otrzymałam telefon. To samo pytanie co rok wcześniej, czy dalej chciałabym oddać szpik kostny!!!! Tym razem to płakałam ze szczęścia (teraz łzy też napływają mi do oczu).
Cała procedura była przyspieszona, ponieważ pobranie komórek macierzystych miało odbyć się już za niespełna miesiąc. Jakie to cudowne uczucie, nie do opisania... Drugi raz do mnie zadzwoniono!!! Zastosowałam się do wszystkich poleceń zespołu z kliniki i osób pracujących w Fundacji DKMS. Dzięki sprawnemu działaniu ludzi o wielkim sercu przepełnionym dobrocią i optymizmem, wszystko odbyło się bez żadnych problemów.
Dzień pobrania szpiku był chyba najpiękniejszym dniem, który mogłam przeżyć. Wierzę, że jeśli tylko mocno będziemy czegoś pragnąć to nam się to uda! Dziś mocno wierzę w to, że pewna kobieta z Niemiec dochodzi do pełni zdrowia z nowym szpikiem kostnym...