Jestem wdzięczny wszystkim ludziom, przede wszystkim rodzicom, lekarzom i pani psycholog, którzy moje chwile zwątpienia w zwycięstwo wyrzucali do kosza i motywowali do walki.
Nazywam się Gracjan Grzeszak, mam 24 lata. Gdy skończyłem 16 lat byłem uczniem 3 klasy gimnazjum. Zawsze lubiłem sport, a nauka nie sprawiała mi problemów. W połowie lutego 2014 r. przeziębiłem się. Skutkowało to silnym kaszlem i niedrożnością górnych dróg oddechowych. Lekarz przepisał mi antybiotyki, ale nie przyniosły żadnych rezultatów. Później były następne, ale nic nie pomagało. Mój stan cały czas się pogarszał. Dostałem skierowanie do szpitala. Już pierwsze wyniki były dla mnie szokujące - ostra białaczka limfoblastyczna T -komórkowa. Całe moje dotychczasowe życie runęło jak domek z kart.
Rozpocząłem leczenie na oddziale onkologii dziecięcej bydgoskiego Szpitala Uniwersyteckiego im. Antoniego Jurasza - w perspektywie czasu najlepszego według mnie miejsca, w którym podjąłem walkę o życie. Zacząłem przyjmować bloki chemii, które niszczyły komórki nowotworowe, ale wykańczały również mnie. Czas stanął w miejscu, w międzyczasie dowiedziałem się, że zostałem zakwalifikowany do grupy wysokiego ryzyka i poinformowany o konieczności przeszczepia szpiku kostnego. Rozpoczęto procedurę szukania dawcy. Pierwsze badania wykluczyły moich krewnych, dlatego w grę wchodził dawca niespokrewniony.
Gdy dowiedziałem się, że jest dla mnie dawca, odzyskałem nadzieję. Nauka, którą kontynuowałem w szpitalu i przygotowania do egzaminów gimnazjalnych szły mi znośnie. Niestety pomimo chwilowej poprawy wyników przyszła sepsa i natychmiastowe odizolowanie na OIOM. Znów chwile zwątpienia, zerwany kontakt z rzeczywistością, ale chęć życia i lekarze znów postawili mnie na nogi. Później długi dołek, terapie z moją panią psycholog, w końcu przygotowania do przeszczepienia na oddziale transplantologii.
Pamiętna data 29 październik - nowe życie - przeszczepienie. Po 28 dniach pobytu wreszcie wychodzę do domu. Inny, odmieniony, ale zdrowy i pełny nowych nadziei. Kwarantanna domowa trwała 100 dni, po tym okresie zaczynałem normalnie żyć, ostrożnie, ale pewnie. Powrót do szkoły, nauka w trybie indywidualnym, następnie matura, studia licencjackie na kierunku biotechnologia. Po przebytej chorobie integrując się z ozdrowieńcami brałem udział w Onkoolimpiadach - wspaniałe przeżycia, cudowni ludzie, wyjątkowa atmosfera.
26 maja 2018 roku poznałem człowieka, który dał mi nowe życie 36- letni Paweł z Siemianowic Śląskich - mąż i ojciec dwójki dzieci.
Oto moja historia opowiedziana w dużym zarysie. Jestem teraz zdrowy, mam narzeczoną i wspólne plany na przyszłość. Jestem wdzięczny wszystkim ludziom, przede wszystkim rodzicom, lekarzom i pani psycholog, którzy moje chwile zwątpienia w zwycięstwo wyrzucali do kosza i motywowali do walki. Chciałbym również przekazać wszystkim na moim przykładzie, którzy tracą chęć do życia - że nadzieja umiera ostatnia, a życie jest piękne i mamy je tylko jedno.