Na co dzień pracuję jako fizjoterapeutka, wolny czas spędzam w górach lub na sali tanecznej. A to historia jednego telefonu.
I ten telefon dzwoni w jednym z trudniejszych momentów w moim życiu dając tyle nadziei w sercu. Oczywiście w pracy między pacjentem a pacjentem odbieram, żeby usłyszeć, że gdzieś na świecie mój bliźniak genetyczny potrzebuje mojej pomocy. Nawet nie musiałam się zastanowić, wiedziałam od razu, że kilka lat wcześniej podjęłam decyzję, która się nie zmieni rejestrując się w bazie potencjalnych dawców.
I od tego telefonu zaczął się przewrót, wszystko skoncentrowało się na tym, że dajemy z siebie 110%.. badania, telefony, maile, by kilka tygodni później usiąść w fotelu i oddać trochę siebie, by ktoś inny mógł dostać drugą szansę na życie.
O tym, że będę Dawcą wiedziało tylko grono najbliższych, gdyby noga się powinęła. To był ogrom trudnych emocji. Sam proces donacji komórek macierzystych z krwi nie jest trudny, przypomina trochę oddawanie krwi, badania wyszły wzorowo, mimo wszystko stres zrobił swoje i nie przeszłam tego łatwo. Razem z panią pielęgniarką i panią doktor walczyłyśmy o każdą minutę na maszynie, gdy krew nie chciała lecieć, ale to wszystko było warte każdej frustracji, każdej łzy, żeby po 6h usłyszeć- "udało nam się" ♡
Zmęczona wróciłam do domu, dłuuuugo nie docierało do mnie to wszystko. Teraz, kiedy upłynęło trochę czasu, mogę śmiało powiedzieć, że jestem szczęśliwym Faktycznym Dawcą. Moje komórki poleciały do młodej dziewczyny z Niemiec dając jej szansę na walkę o lepsze.
Każdego zachęcam do rejestracji w bazie potencjalnych dawców fundacji DKMS . To tylko kilka minut, a można zrobić coś na prawdę pięknego i wyjątkowego. Emocje i uczucia, które zostaną z nami na całe życie.
Dziękuję całemu personelowi medycznemu, który się mną opiekował w tym czasie. Pracownikom fundacji, którzy tak płynnie i lekko przeprowadzili mnie przez cały proces od początku do końca. To był czas, za który jestem niesamowicie wdzięczna.